czwartek, 1 stycznia 2015

Chapter 5

-Wydaję mi się,że to będzie dla niego dobra odmiana. Nie może całego swojego życia spędzić w tym ośrodku,ciociu.
-Jest tak w przypadku każdego z naszym pacjentów,Ann.Nie rozumiem tylko dlaczego tak bardzo zainteresowałaś się Luke'iem.
-Chcę mu pomóc.To wszystko.
-Na pewno ?-zapytała kobieta mierząc dziewczynę wzrokiem. Miała co do jej relacji z Lucas'em pewne wątpliwości.
Owszem,zauważyła,że odkąd pojawiła się w ośrodku stan chłopaka znacznie się polepszył,nie chciała jednak,aby z tej znajomości wynikło coś więcej.
A miała przeczucie,że są na dobrej drodze.
Doktor Moulto była jej wdzięczna,że w tak znaczny sposób przyczynia się do funkcjonowania tego miejsca.Uważała tylko,że zbyt emocjonalnie do tego wszystkiego podchodzi,a w tym przypadku nie było to wskazane.
Kobieta zauważyła także,że między nią,a blondynem zaczęła rodzić się jakaś więź,a jako dobra ciotka nie mogła dopuścić,aby zaczęła darzyć tego chłopaka jakimś uczuciem.
Luke nie był dla niej odpowiednim kandydatem.
-Tak ciociu.Uważam tylko,że powinniśmy bardziej zaangażować się w pomoc mu.
-Robimy wszystko co w naszej mocy,Annabelle.Jednak jeśli Luke nie zacznie współpracować nic z tego nie wyjdzie.
-Wiem,że jest trudnym pacjentem.Ale wiem także,że to nie jego wina.Los nie był dla niego łaskawy. Jednak trzeba być niezwykle silnym,żeby po takich przeżyciach się nie poddać.A on się nie poddał.
-Tak,ale nie rozumiem dokąd zmierzasz.
-Chcę ci tylko uświadomić,że zamykanie go tu nie przyniesie niczego dobrego.On musi mieć jakiś kontakt ze światem. Inaczej naprawdę zwariuje.
Kobieta westchnęła przeciągle. Zmarszczyła brwi,co oznaczało,że nad czymś się zastanawia.
-No dobrze.-spuściła ręce wzdłuż ciała.-Ale robię to tylko ze względu na to,że jesteś moją siostrzenicą i nie potrafię się odmawiać.
Annabelle zapiszczała cicho i rzuciła się ciotce na szyję.
-Kocham cię.
-Ale musisz mi obiecać,że będziesz na niego uważać. Obie wiemy,że atak może wywołać nawet najmniejsza błahostka.
-Obiecuję.
Kilka chwil później dziewczyna opuściła gabinet ciotki i udała się do tak dobrze znanego jej pokoju.
Zapukała delikatnie i nie czekając na odpowiedź wbiegła do pokoju.
-Udało się.-powiedziała,a chłopak mimowolnie przywarł do niej swoim ciałem.
Jej bliskość była dla niego kojąca. Sprawiała,że chociaż na chwilę zapominał,że jest pieprzonym wariatem....Czuł się jak normalny nastolatek.
-Naprawdę ? Nie wierzyłem,że uda ci się to załatwić.
-A jednak.-zaśmiała się.


*
Annabelle i Lucas byli w trakcie drogi do domu Ashton'a. Dziewczynie wydawało się,że dotrą tam w przeciągu dziesięciu minut,jednak korki były niewyobrażalne i jechali już około pół godziny.
-Ugh...Ashton mnie zabije jeśli znowu się spóźnię.-powiedziała zerkając na zegarek umiejscowiony na jej nadgarstku.
Luke zaśmiał się cicho,za co dostał kuksańca w bok.
-To wcale nie jest śmieszne Lucas.
-Odrobinę.
-Za piętnaście minut powinniśmy tam być.
-Jak daleko on mieszka ?
-Dwa przystanki dalej.
-No to na co czekamy ? Poproszę kierowce,żeby otworzył nam drzwi. Stoi w korku,więc nie zrobi mu to większej różnicy.
-Okey.-powiedziała i chwyciła rękę,którą chłopak wystawił w jej kierunku.
Blondyn splótł ich palce, co dla dziewczyny było nieco krępujące,jednak nie zabrała ręki.
Po krótkiej wymianie z zdań z kierowcą,który swoją drogą był niezwykle uprzejmy wysiedli z autobusu i puścili się biegiem w interesującym ich kierunku.
Kiedy po kilku minutach byli na miejscu,oboje musieli zatrzymać się na dłuższą chwilę i unormować oddechy.
-Zdążyliśmy.-wysapał chłopak zerkając na swój telefon.
-Tak,udało nam się.
Chłopak dłuższą chwilę wpatrywał się w Annabelle,kiedy nagle z jego ust wymsknęło się coś,co nie powinno zostać powiedziane.
-Jesteś piękna.
-Och...Luke ja...
-Boże przepraszam...Sam nie wiem dlaczego to powiedziałem.
-Okey,nic się nie stało.Chodźmy.-powiedziała i pociągnęła go do środka budynku.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz