niedziela, 7 grudnia 2014

Chapter 3



Kilka kolejnych dni po wyjściu Luke’a za szpitala było okropnych. Chłopak zamknął się w swoim pokoju w ośrodku i nie dopuszczał do siebie nikogo, nawet Annabelle. Przestał przyjmować leki,co oznaczało,że kolejny atak może nastąpić w każdej chwili.
Doktor Moulton próbowała przemówić mu do rozsądku,jednak każda taka próba kończyła się tym,że chłopak czuł się jeszcze gorzej.
W końcu zrozumiała,że dla jego dobra powinna przynajmniej  na kilka dni zaprzestać swoich działań.
Przez siedem dni Lucas nie utrzymywał kontaktu z żadną z osób ze swojego otoczenia.
Zdawkowo odpowiadał na każde z zadanych pytań i nie krył się ze swoją opinią na temat ośrodka i lekarzy tu pracujących.
Prze te siedem dni Luke obwiniał samego siebie. O wszystko…
O śmierć ojca.
O to,że porzuciła go matka.
O to,że gdyby nie Elisabeth,wylądowałby w domu dziecka.
Ta lista była,aż nazbyt długa,a Luke z każdym kolejnym odhaczonym punktem coraz bardziej wyniszczał się psychicznie.
Starał się to wszystko zrozumieć. Pojąć dlaczego te okropne rzeczy spotykają właśnie jego i co jest tego przyczyną.

Ósmego dnia nie wytrzymał. Wpadł w pewnego rodzaju szał i każda rzecz jaką miał przed sobą niemiłosiernie go irytowała.Zaczął bez opamiętania demolować  pokój,zupełnie zapominając o otaczającej go rzeczywistości. Odgłos tłuczonego szkła dawał mu ogromną satysfakcję i tylko dzięki tej chwili słabości zapomniał o tym jak bardzo jego życie jest beznadziejne.
Choć przez chwilę mógł poczuć się wolny.

*
Kilka pokoi dalej spała Annabelle. Obudził ją hałas,który zdawał się mieć swoje miejsce w jednym z pokojów na jej piętrze.
Dziewczyna pośpiesznie wstała, nałożyła na siebie szlafrok,a bose stopy wsunęła w puchowe kapcie.
Delikatnie nacisnęła na klamkę,a kiedy ona ustąpiła wyszła z pomieszczenia.
Przemierzała korytarz próbując zorientować się z którego pokoju dochodzi hałas.
W kilku pierwszych pokochaj,które mijała panowała zupełna cisza,a jedyne co dało się usłyszeć do pochrapywanie pacjentów.
Kiedy stanęła przed salą 458 natychmiast zamarła. Wiedziała już,że Luke’a nawiedził kolejny atak.
Bała się wejść do środka,bo nie wiedziała w jakim stanie może go zastać tym razem,jednak świadomość,że może mu się coś stać była okropna.
Szarpnęła za klamkę i momentalnie znalazła się w środku.
Podbiegła do chłopaka i chwyciła go za ręce uniemożliwiając chwycenie kolejnego przedmiotu.
-Puść mnie !-krzyknął i wyrwał się jej.
Brunetka drżała,jednak nie zastanawiała się nad kolejną próbą przytrzymania go.
-Wyjdź stąd,natychmiast !-krzyczał,jednak ona starała się nie zwracać na to uwagi.
-Luke…Musisz się uspokoić,proszę cię.
-Jestem jak najbardziej spokojny,nie widzisz ?-odparł pogardliwie.
-Annabelle,odejdź od niego!-w pokoju rozniósł się przerażony głos doktor Moulton.
-Musimy mu pomóc. Zaraz wszystko będzie dobrze.
-Annabelle,proszę odejdź od niego. On może zrobić ci krzywdę.
-To nieprawda. Luke nie zrobi mi niczego złego.-powiedziała bardziej do siebie niż do ciotki.
W pewnym momencie przywarła do chłopak całym ciałem. Nie miała pojęcia co nastąpi za chwilę z jego strony.Bała się,ale równocześnie pragnęła,aby ustąpił i ją objął.
I pomimo jego wcześniejszego oporu ,to w końcu nastąpiło. Lucas spuścił ręce wzdłuż jej ciała i umiejscowił swoją głowę w zagłębieniu jej szyi.
W pomieszczeniu nastała zupełna cisza,przerywana gwałtownym wciąganiu powietrza przez Luke’a.
Dokor Moulton zdała sobie sprawę,że po całym tym incydencie Lucas i Annabelle będą chcieli zostać sami,dlatego opuściła pokój.
-Przepraszam.-wyszeptał chłopak prze łzy.-Tak cholernie cię przepraszam.
-To nic. Już jest dobrze,Luke.
Dziewczyna odsunęła się od niego i spojrzała na twarz blondyna.
Jego policzki były mokre od łez,więc dziewczyna otarła je rękawami szlafroka.
-Będzie dobrze,tak ?-zapytała,a on pokiwał delikatnie głową.
-Przepraszam,że po raz kolejny mnie takiego widziałaś .Jest mi tak kurewsko wstyd.
-Niepotrzebnie. Nie winię cię za to jaki jesteś.-odparła i ucałowała delikatnie kącik jego ust.-Bo to czyni cię wyjątkowym.-dodała po chwili.
-Nie jestem wyjątkowy.
-Jesteś wyjątkowy dla mnie.

Ona jeszcze o tym nie wiedziała.
Ale jej serce już do niego należało.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz