Kilka kolejnych dni po wyjściu Luke’a za szpitala było okropnych.
Chłopak zamknął się w swoim pokoju w ośrodku i nie dopuszczał do siebie nikogo,
nawet Annabelle. Przestał przyjmować leki,co oznaczało,że kolejny atak może
nastąpić w każdej chwili.
Doktor Moulton próbowała przemówić mu do rozsądku,jednak
każda taka próba kończyła się tym,że chłopak czuł się jeszcze gorzej.
W końcu zrozumiała,że dla jego dobra powinna przynajmniej na kilka dni zaprzestać swoich działań.
Przez siedem dni Lucas nie utrzymywał kontaktu z żadną z
osób ze swojego otoczenia.
Zdawkowo odpowiadał na każde z zadanych pytań i nie krył się
ze swoją opinią na temat ośrodka i lekarzy tu pracujących.
Prze te siedem dni Luke obwiniał samego siebie. O wszystko…
O śmierć ojca.
O to,że porzuciła go matka.
O to,że gdyby nie Elisabeth,wylądowałby w domu dziecka.
Ta lista była,aż nazbyt długa,a Luke z każdym kolejnym
odhaczonym punktem coraz bardziej wyniszczał się psychicznie.
Starał się to wszystko zrozumieć. Pojąć dlaczego te okropne
rzeczy spotykają właśnie jego i co jest tego przyczyną.
Ósmego dnia nie wytrzymał. Wpadł w pewnego rodzaju szał i
każda rzecz jaką miał przed sobą niemiłosiernie go irytowała.Zaczął bez
opamiętania demolować pokój,zupełnie zapominając
o otaczającej go rzeczywistości. Odgłos tłuczonego szkła dawał mu ogromną
satysfakcję i tylko dzięki tej chwili słabości zapomniał o tym jak bardzo jego
życie jest beznadziejne.
Choć przez chwilę mógł poczuć się wolny.
*
Kilka pokoi dalej spała Annabelle. Obudził ją hałas,który
zdawał się mieć swoje miejsce w jednym z pokojów na jej piętrze.
Dziewczyna pośpiesznie wstała, nałożyła na siebie szlafrok,a
bose stopy wsunęła w puchowe kapcie.
Delikatnie nacisnęła na klamkę,a kiedy ona ustąpiła wyszła z
pomieszczenia.
Przemierzała korytarz próbując zorientować się z którego
pokoju dochodzi hałas.
W kilku pierwszych pokochaj,które mijała panowała zupełna
cisza,a jedyne co dało się usłyszeć do pochrapywanie pacjentów.
Kiedy stanęła przed salą 458 natychmiast zamarła. Wiedziała
już,że Luke’a nawiedził kolejny atak.
Bała się wejść do środka,bo nie wiedziała w jakim stanie
może go zastać tym razem,jednak świadomość,że może mu się coś stać była
okropna.
Szarpnęła za klamkę i momentalnie znalazła się w środku.
Podbiegła do chłopaka i chwyciła go za ręce uniemożliwiając
chwycenie kolejnego przedmiotu.
-Puść mnie !-krzyknął i wyrwał się jej.
Brunetka drżała,jednak nie zastanawiała się nad kolejną
próbą przytrzymania go.
-Wyjdź stąd,natychmiast !-krzyczał,jednak ona starała się
nie zwracać na to uwagi.
-Luke…Musisz się uspokoić,proszę cię.
-Jestem jak najbardziej spokojny,nie widzisz ?-odparł
pogardliwie.
-Annabelle,odejdź od niego!-w pokoju rozniósł się przerażony
głos doktor Moulton.
-Musimy mu pomóc. Zaraz wszystko będzie dobrze.
-Annabelle,proszę odejdź od niego. On może zrobić ci
krzywdę.
-To nieprawda. Luke nie zrobi mi niczego złego.-powiedziała
bardziej do siebie niż do ciotki.
W pewnym momencie przywarła do chłopak całym ciałem. Nie
miała pojęcia co nastąpi za chwilę z jego strony.Bała się,ale równocześnie
pragnęła,aby ustąpił i ją objął.
I pomimo jego wcześniejszego oporu ,to w końcu nastąpiło.
Lucas spuścił ręce wzdłuż jej ciała i umiejscowił swoją głowę w zagłębieniu jej
szyi.
W pomieszczeniu nastała zupełna cisza,przerywana gwałtownym
wciąganiu powietrza przez Luke’a.
Dokor Moulton zdała sobie sprawę,że po całym tym incydencie
Lucas i Annabelle będą chcieli zostać sami,dlatego opuściła pokój.
-Przepraszam.-wyszeptał chłopak prze łzy.-Tak cholernie cię
przepraszam.
-To nic. Już jest dobrze,Luke.
Dziewczyna odsunęła się od niego i spojrzała na twarz
blondyna.
Jego policzki były mokre od łez,więc dziewczyna otarła je
rękawami szlafroka.
-Będzie dobrze,tak ?-zapytała,a on pokiwał delikatnie głową.
-Przepraszam,że po raz kolejny mnie takiego widziałaś .Jest
mi tak kurewsko wstyd.
-Niepotrzebnie. Nie winię cię za to jaki jesteś.-odparła i
ucałowała delikatnie kącik jego ust.-Bo to czyni cię wyjątkowym.-dodała po
chwili.
-Nie jestem wyjątkowy.
-Jesteś wyjątkowy dla mnie.
Ona jeszcze o tym nie
wiedziała.
Ale jej serce już do
niego należało.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz