niedziela, 16 listopada 2014

Chapter 2

Annabelle pochylała się na chłopakiem,z którego rąk nieprzerwanym strumieniem sączyła się krew.
Do jej oczu wezbrały łzy,za co skarciła samą siebie.
Nie powinna tak bardzo przywiązywać się do pacjentów ośrodka.
Ściągnęła z siebie fioletową bluzę i próbowała zatamować nią krwawienie. Starała się nie myśleć o tym ile złego musiał wycierpieć ten chłopak,skoro teraz był skłonny do takich rzeczy.
-Anna ?- blondyn poruszył ustami i zapewne,gdyby nie fakt,że wpatrywała się w niego nie byłaby w stanie zorientować się,że coś do niej mówił.
-Spokojnie Luke. Wszystko będzie dobrze.-powiedziała przykładając chłodną dłoń do jego czoła.
-To nieprawda. Nie będzie dobrze.-jego oczy zaszkliły się.
-Proszę cię, nie mów tak.
-Boże ! Coś ty najlepszego narobił ?!-w pokoju zmaterializowała się doktor Moulton.
-Ciociu,on ma bardzo poważne rany. Musimy zawiadomić lekarza,inaczej wykrwawi się na śmierć.
-Ten chłopak mnie kiedyś wykończy. Ile jeszcze razy takie sytuacje będą się powtarzać ?-mówiła do siebie kobieta wystukując jakiś numer w telefonie.
-Jak to ? To nie jest pierwszy raz ?
-Nie Annabelle. Lucas robi to,aż nazbyt często.
Kobieta wcisnęła zieloną słuchawkę i przeprowadziła bardzo krótką rozmowę.
Kilka minut później w pokoju pojawili się ratownicy medyczni i najwyraźniej nie byli zdziwieni widząc tam właśnie Luke'a.
Brunetka zaczęła zastanawiać się czy tylko ją wstrząsnęło zachowanie chłopka.
Dwóch mężczyzn położyło blondyna na noszach i w ekspresowym tempie zabrało z pokoju.
Nim się spostrzegła pomieszczenie opustoszało. Chodziła niespokojnie po pokoju nie wiedząc, co powinna zrobić,aby w przyszłości zapobiec takim zdarzeniom.
Luke był słaby. Słaby psychicznie.
Nie potrafił radzić sobie z problemami i chwytał się każdej możliwej opcji ucieczki.
Wydarzenia z przeszłości jak i to co działo się z nim teraz,w znaczny sposób na niego wpłynęło.
Na to co robił.
Annabelle była przerażona. Kiedy dzisiejszego wieczora zmierzała w kierunku pokoju Luke'a nie spodziewała się,że ujrzy coś takiego.
Chłopak,z którego pomału uchodzi życie.
Nie wiedziała co ma robić,jak się zachować. Tamując krwawienie,ręce trzęsły się jej niemiłosiernie.
Z trudem oddychała bojąc się,że za chwilę stanie się coś jeszcze gorszego.
Jednak nic nie było w stanie równać się z tym co już zobaczyła.
To było okropne.

*

-Mogę się z nim zobaczyć ? Chciałabym sprawdzić jak się czuję.
Annabelle spojrzała pytająco na lekarza prowadzącego,który przed chwilą opuścić salę,w której znajdował się Luke.
-Nie widzę przeciwwskazań. Tylko nie męcz go za bardzo, musi odpoczywać.
-Oczywiście.-odpowiedziała i delikatnie zapukała w drzwi.
Pomimo tego,że nie uzyskała odpowiedzi,zaryzykowała wejście tam.
Lucas nieznacznie uniósł głowę,a na jego twarzy pojawił się cień uśmiechu.
-Cześć.-powiedziała zajmując miejsce na krześle stojącego obok łóżka.- Jak się czujesz ?
Chłopak dłuższą chwilę intensywnie się w nią wpatrywał,aby po chwili odpowiedzieć.
-A jak można się czuć po kolejnej,nieudanej próbie samobójczej ?
Dziewczyna otworzyła usta,jednak nie wiedziała co powinna odpowiedzieć.
Kolejna,nieudana próba samobójcza.
Te słowa działały niczym sztylet wbity w serce. Współczuła mu. Naprawdę mu współczuła,chociaż chłopak na pewno tego nie chciał.
-Niczego nie potrafię zrobić dobrze. Nie byłem nawet w stanie odebrać sobie życia. Jestem do niczego.
-To nieprawda.-dziewczyna od razu zaprzeczyła.-Najwidoczniej,ktoś tam na górze nie chcę,abyś jeszcze opuszczał ten świat.
Usta chłopaka opuściło ciche parsknięcie.
-Wątpię. Taki dziwoląg jak ja,nie wnosi tutaj niczego nowego. Jestem wam niepotrzebny.
-Wiesz,że tak nie jest. Jesteś inny,ale to wcale nie oznacza,że gorszy. Nie powinieneś szukać kolejnego sposobu na zabicie się. Musisz to przezwyciężyć.
-Myślisz,ze nie próbowałem ? To niemożliwe.
-Mówiąc takie rzeczy,sam siebie ograniczasz.
-Możliwe.
W pomieszczeniu zapadła niezręczna cisza. Luke beznamiętnym wzrokiem wpatrywał się w sufit,a Annabelle bawiła się swoimi palcami.
Żadne z nich nie wiedziało co powinno powiedzieć. Ta rozmowa od samego początku była trudna.
Brunetka zastanawiała się czy Luke ma do niej żal. Czy obwinia ją o to,że po raz kolejny nie udało mu się odebrać sobie życia.
Bo przecież,gdyby nie weszła do tego pokoju prawdopodobnie już,by nie żył.
Ale czy na pewno tego chciał ? Poczuł się gorzej i uznał,że tak będzie lepiej,ale zapewne sam wiedział,że to nieprawda.
Samobójstwo to nie ucieczka od problemów, to akt tchórzostwa.
Pokazanie światu swojej bezsilności i wywieszenie białej flagi.
-Dziękuje.-powiedziała chłopak,przerywając ciszę.
-Za co ?
-Za uratowanie mi życia. Tak naprawdę nigdy nie chciałem się zabić. Ale czasami wydaje mi się,że tak będzie lepiej. Jednak nie jest,a ja po każdej takiej próbie czuje się jak śmieć.
Tak więc dziękuje.
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz