24 listopad 2010
Tego dnia, niemal przez cały czas padało. Zupełnie tak jakby nawet niebo przeżywało jego prywatne niepowodzenie.
Nieprzyjemny,chłodny
wiatr smagał jego twarz kiedy razem z Elisabeth przemierzał dorgę z
samochodu do budynku ośrodka. Kobieta co jakiś czas posyłała w jego
kierunku ukradkowe spojrzenia, chcąc wyczytać cokolwiek z jego twarzy.
Chłopak jednak wydawał się niewzruszony i z podniesioną głową szedł przed siebie.
Kobiecie wyrwało sie ciche westchnienie. Naprawdę żal bylo jej tego niczemu winnego chłopca.
Życie nigdy go nie rozpieszczało,ale nie spodziewała się takiego obrotu sytuacji.
Kiedy znaleźli się w środku uderzył w nich powiew gorącego powietrza.
Lucas wypuścił powietrze i niepewnie spojrzał na Elisabeth. Kobieta chwyciła jego dłoń i uścisnęła pokrzepiająco.
Luke uśmiechnął się niemrawo i ruszył dalej,prosto do gabinetu 214.
W momencie kiedy przez jego oczami zatańczyły znajome trzy cyfry z blonydna uleciała cała pewność siebie.
Być może,gdyby nie obecność Elis już dawno,by się się wycofał,jednak ostatecznie nacisnął klmkę.
Dokor Moulton siedziała przy biurku i pochylała się nad plikiem kartek,ale kiedy tylko go dostrzegła uśmiechnęła się upjrzejmie.
-Cieszę sie,że cię widzę Luke. To,że zdecydowałeś się tu przyjść jest ogromnym postępem.
-Nie jestem chory.To co od dawna próbujecie mi wmówić jest nieprawdą.
-Doskonale
rozumiem,że nie jest ci łatwo,ale wszyscy staramy ci się pomóc. Im
szybciej zaczniemy walkę z tą chorobą tym szybciej będziemy mogli
oczekiwać efektów.
-Nie jestem chory !-krzyknął uderzając stój złożoną w pięść ręką.
Doktor Moulton uśmiechnęła się niepwnie i spojrzała na Elisabeth.
-Myślę,że
dzisiaj nie uda nam się niczego zdziałać. Kiedy tylko Lucas poczuje się
lepiej dopiero wtedy powinniście mnie odwiedzić.
Chłopak odchrząknął znacząco,dajać znać o swojej obecności.
-Naprawdę nie potrzebuje pomocy psychiatry.
To był jeden z jego gorszych dni. Już od samego rana czuł się rozdrażniony i danerwował go każdy,nawet najmniejszy dźwięk.
To
co doktor Moulton nazywała chorobą afektywną on tłumaczył jako złe
samopoczucie. Wydawało mu się to całkiem normalne,bo przecież każdy ma
prawo mieć zły dzień.
-Do widzenia.-rzucił i i jak najszybciej opuścił gabinet.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz